Od chwili, gdy osiem lat temu poznałem Talanta Dujszebajewa, jestem pod ogromnym wrażeniem jego osobowości. Nasza pierwsza rozmowa w Hotelu Binkowski, podczas której szkoleniowiec Łomży VIVE natychmiast zrzucił z siebie „oficjalną skorupę” uświadomiła mi, że oto do Kielc trafił ktoś wyjątkowy. Z jednej strony, Dujszebajew senior, to jedna z największych osobowości świata piłki ręcznej – mistrz olimpijski, medalista mistrzostw świata, najlepszy gracz globu. Z drugiej, mimo, że znaliśmy się kilka minut – emanowało z jego wypowiedzi dobro, ciepło, szczerość. Bez ogródek mówił o dzieciństwie, trudnych latach dorastania, emigracji do Moskwy, potem Hiszpanii. Wzbudził we mnie podziw, przyznając, iż „stojąc na najwyższym podium igrzysk olimpijskich w Barcelonie zastanawiał się nad swoją przynależnością osobową”. Doprawdy niewielu poznanych wcześniej moich interlokutorów decydowało się na taką otwartość.
Przez osiem lat pobytu w Kielcach Dujszebajew nie tylko sfinalizował projekt rozpoczęty przez Bogdana Wentę, ale również doskonale wdrożył swój pomysł na zbudowanie autorskiej drużyny. W efekcie, kieleccy szczypiorniści dotarli do finału Ligi Mistrzów. Jaki był przebieg konfrontacji z Barceloną fani szczypiorniaka wiedzą doskonale. I mimo porażki, niewiele było głosów smutku, złości czy żalu. Podopieczni Dujszebajewa rozegrali kosmiczny mecz, stoczyli wielki, heroiczny bój. „Szkoda, że nie może być dwóch zwycięzców” – napisał na jednym z portali Piotr Rozpara, dziennikarz Gazety Wyborczej. To jedno zdanie doświadczonego żurnalisty jest idealne, by opisać wielkość i heroizm obu rywali.
Nasi szczypiorniści zebrali wiele komplementów, słów uznania za swoją postawę. Każdy, obiektywny kibic przyjął przegraną ze zrozumieniem, ale i godnością. W tym miejscu muszę niestety wlać łyżkę dziegciu do beczki miodu z napisem „Talant Dujszebajew”. „Porażka jest porażką. Dla mnie liczyło się tylko zwycięstwo. Nie ma się z czego cieszyć” – mniej więcej takie słowa padły z ust szkoleniowca chwilę po meczu. Przyznam, że analizowałem tę wypowiedź w różnych aspektach, ale nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego opiekun Łomży VIVE totalnie „spuścił nos na kwintę”. Przecież już sam awans do finałowej potyczki był ogromnym sukcesem, wielkim krokiem do przodu. Okazaliśmy się gorsi od Barcelony w finale, ale bądźmy dumni z tego, co osiągnęliśmy. Tu, w malutkich – w porównaniu ze stolicą Katalonii – Kielcach zbudowano coś, czego zazdrości nam cała handballowa Europa. A porażka? Jestem pewien, iż wyjdzie nam tylko na dobre. Talant, głowa do góry…
Autor: Maciej Cender
Dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Od ponad 30 lat pisze o futbolu i piłce ręcznej. Przygodę z zawodem rozpoczął w „Gazecie Kieleckiej”, później było „Słowo Ludu”, „Tempo”. Bezpośrednio relacjonował wydarzenia z największych imprez sportowych świata. Choć zajmuje się tylko sportem, twierdzi, iż najlepszy wywiad napisał z Jerzym Giedrojciem, wydawcą paryskiej „Kultury”.