Mogę, ba, potrafię zrozumieć porażkę 0:1. Widzew Łódź, Sandecja Nowy Sącz, GKS Tychy czy Katowice to pierwszoligowe uznane firmy. W kilku przegranych 0:1 pojedynkach to rywale – nie Korona – mieli szczęście. Ot, naszym przytrafił się kiks bramkarza lub obrońcy, fatalne pudło napastnika, pomylił się arbiter… Przeciwnikowi wyszedł strzał życia, potem wystawił „autobus” przed własną „szesnastką”.
Takie przegrane na pewno bolą, ale tłumaczenia szkoleniowca bądź samych zawodników „o niezłej acz pechowej grze” są zrozumiałe. Mimo złości, spadku w ligowej hierarchii, coraz mniejszym zaufaniu do słów płynących do telewizyjnych kamer, radiowych mikrofonów czy dziennikarskich dyktafonów, każdy kibic, po kilku nerwowych dniach – wybaczy porażkę! Normalne, wszak nie wygramy wszystkiego!
I nagle, gdy nafaszerowany opowiastkami, jeden, dugi, trzeci fan wierzy, że postawa zespołu zmieni się na lepsze – dostaje cios, po którym pada niczym rażony piorunem! Postawa drużyny w meczu z Puszczą w Niepołomicach była haniebną!!! Za pięć straconych goli, okraszonych fatalną postawą całej drużyny – wszyscy piłkarze (plus sztab szkoleniowy) powinni ponieść konkretną, surową karę. Tu nie wystarczy słowo przepraszamy! Drużyna nie ma bowiem alibi, a każde kolejne słowo komentarza padające z ust zawodnika tylko pogarsza sytuację.
O co chodzi w tej grze? Na pewno nie o pieniądze. Jak wieść gminna niesie, klubowy kasjer, systematycznie, miesiąc w miesiąc przelewa na konta futbolistów stosowne kwoty. Nawet, jeśli nie ma już chemii pomiędzy zespołem a trenerem, to tenże zespół powinien z Puszczą spokojnie wygrać a potem wysłać opinii publicznej konkretny przekaz – walczymy, mimo, że nasze drogi się rozeszły!
Dobrze, że rozgrywki się kończą. Korona, nawet jeżeli wygra ostatnią potyczkę z Jastrzębiem, będzie po rundzie jesiennej mocno poobijana, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jeszcze raz okazało się, że zapowiedzi przed sezonem a ligowa rzeczywistość są dwiema, zupełnie odrębnymi tematami. Nie żal mi piłkarzy. Oni są najbardziej winni temu, co się działo. Żal mi natomiast dwóch osób. Prezesa Łukasza Jabłońskiego oraz dyrektora sportowego, Pawła Golańskiego. Obaj wykonują wielką pracę, niestety, póki co, efektów nie widać.
Autor: Maciej Cender
Dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Od ponad 30 lat pisze o futbolu i piłce ręcznej. Przygodę z zawodem rozpoczął w „Gazecie Kieleckiej”, później było „Słowo Ludu”, „Tempo”. Bezpośrednio relacjonował wydarzenia z największych imprez sportowych świata. Choć zajmuje się tylko sportem, twierdzi, iż najlepszy wywiad napisał z Jerzym Giedrojciem, wydawcą paryskiej „Kultury”.