Świat
Dawno temu, niejaki Putin chciał przejść do historii jako nowy Piotr I – car, który podniósł Rosję z upadku i stagnacji, zmodernizował na modłę zachodnią i zbudował fundament pod nowoczesne mocarstwo. Tym celom miały służyć, dziś już przez opinię publiczną zapomniane, pierwsze posunięcia u progu XXI wieku: tzw. reforma ziemska, liberalne reformy w sferze budżetowo-fiskalnej czy próby odejścia od surowcowej monokultury. Ale rychło okazało się, że opór materii jest większy, niż zakładał Kreml – więc oportunizm zwyciężył, promodernizacyjni reformatorzy szybko wykruszyli się z ekipy, a Rosja podążyła w kierunku „stacji benzynowej z rakietami”, zarządzanej przez coraz bardziej autokratyczną sitwę (niezważającą już na długofalowy interes swego kraju – lecz tylko na doraźne interesy prywatne, związane z utrzymaniem władzy oraz gromadzeniem bajecznych majątków).
To się nawet mogło udać – Putin i spółka, posługując się grubą pałką w polityce wewnętrznej oraz blefem w zagranicznej, mieli szansę dożyć swych dni w spokoju i dobrobycie, zabezpieczyć dzieci, a nawet czasami pobrylować na różnych salonach jako mężowie stanu. Zawaliłoby się – ale już po ich śmierci.
Tyle, że w pewnej chwili sami uwierzyli w swoją propagandę. I poszli „o jeden most za daleko”. Skutki widać: mit wojskowej potęgi prysł, sankcje błyskawicznie spychają miliony Rosjan do poziomu życia i spożycia z lat 80. zeszłego wieku, a kraj zamiast zwiększyć swą międzynarodową rolę, staje się czymś na kształt drugiej Korei Północnej, co prawda większej, ale też uzależnionej od chińskiej łaski. Rosja będzie odrabiać te straty przez pokolenia, o ile w ogóle przetrwa jako państwo.
Polska
My też mamy swoich Putinów czy raczej „putinków”. Cynicznych graczy, którzy wiedzą, że prawdziwe reformy to pot i łzy, zaś populizm popłaca. Więc mamią lud mirażami mocarstwowości, budzą czarnosecinne demony, żeby patriotyczno-religijnym wzmożeniem przykryć swą nieudolność w codziennej pracy na rzecz państwa. I gromadzą na boku mająteczki, posady dla żon, kochanek i bratanków, rozdają lewe granty na partyjne fundacje i propagandowe pseudo-media. I patrzą, jak im słupki rosną, na kontach i w sondażach.
Ciekawe, czy okażą się równie głupi jak ich rosyjscy kumple. W ich przypadku ów „krok za daleko” to byłoby realne postawienie Polski poza Unią i NATO – z oczywistym skutkiem, jakim byłoby drastyczne obniżenie poziomu bezpieczeństwa i dobrobytu Polski.
Trzymam kciuki, żebyśmy ich pogonili, zanim naprawdę to zrobią
Autor: dr Witold Sokała
zastępca dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK, przewodniczący Rady Fundacji Po.Int, ekspert i publicysta „Nowej Konfederacji”.