Dwa okruchy, minerały wygrzebane z ziemi. Dwa kawałki kruszcu, paprochy bez żadnej – poza sentymentalną, oczywiście – wartości. Materialny ślad po dawnych, odległych o całe dziesięciolecia, szczenięcych latach. Wspomnienie tak stare, że już dawno wypłowiałe niczym źle utrwalona fotografia. Miedzianka…
Wystarczy te dwa kolorowe okruchy – jeden zielony, drugi szmaragdowy – chwycić w dwa palce, podnieść do góry rękę i popatrzeć przez zmrużone oczy pod słońce. Wtedy wszystko powraca, przychodzi, tłucze się w głowie, jest. Z wyblakłego obrazu, ze snu pojawia się znowu Miedzianka. Skalista grań górująca na doliną, piargi wyrobisk, ślady zapadlisk po drążonych przez chęcińskich gwarków górniczych szybów. Pod nogami rozjechana na amen, rozorana przez lemiesze Ołowianka.
Po jednej stronie były Rozłogi. Ze szlacheckim dworem w którym Salomea Brynicka ratowała rannego w nieszczęsnej bitwie styczniowej insurekcji księcia Józefa Odrowąża. To musiało być gdzieś tutaj. Przecież ranny powstaniec, zanim został rozsiekany przez carskich jegrów, torbę z tajnymi papierami cisnął z rozmachem w nurty płynącej rzeki, która od tej pory – tak chce kielecka klechda – nie nazywa się już Łosośną, tylko toczy swoje wody do Nidy już jako Wierna.
A po tej znów stronie ganiała za gumianką gromada wyrostków. Nad lekcję polskiego i matematyki w wiejskiej szkole w Wilczkowie przedkładali oni harce i wagary na polach w pobliżu istniejącej jeszcze wtedy kopalni. Co wszystko należycie i starannie napisał w swojej książce „Księga urwisów” Edmund Niziurski. Podobnie jak zdecydowanie bardziej znany i uznany polski pisarz, ten od „Wiernej Rzeki” również kielczanin.
Miedzianka za Chęcinami, koło Polichna, Rudy, Zajączkowa, Bławatkowa. Wzniesienie wypiętrzone raptem na 356 metrów. Górujące jednak nad całą okolicą. Znak i signum czasów. Ze wzmianką tylko, ale jakże charakterystyczną, datowaną w archiwalnych papierach na połowę szesnastego stulecia:
…czwarta góra jest za wioską miejską Polichnem, którą zowią Miedzianką i tamże są huty miejskie. W tej górze kruszec miedziany bardzo dobry, srebra ma niemało. Lazur przy nim bardzo kosztowny i zielenica bardzo cudna. Z tej góry za inszych czasów bardzo wiele skarbów wychodziło i dziś ich jest wiele…
Na Miedziankę przyprowadził nas – Leszka Mazurczaka, Elkę Grzebieniewską, Olkę Pfadt, Romka Strząbałę, Sławka Karnickiego i tylu, tylu jeszcze innych harcerzy i powsinogów, jeszcze jako student, Andrzej Wągrowski. Pokazał wejścia pod ziemię, jaskinie, pieczary. Nauczył wyszukiwać na wyrobisku drobnych jak żwir minerałów. Niebieskich, zielonych, czerwonych kamyków było – wtedy – zatrzęsienie. Wystarczyło tylko pochylić się na skłonie wzgórza, zanurzyć dłoń w wyrobisku, przesiać glinę, piasek, drobiny szarej i tłustej ziemi by zatrzymać okruchy miedzi.
Lazuryt to skała, minerał z gromady krzemianów. Zielony malachit to minerał występujący w strefach utleniania złóż kruszców. Przez całe lata chodziliśmy gromadą przyjaciół na Miedziankę. Do sztolni wydrążonych przez Austriaków, podziemnego korytarza ciągnącego się przez ponad siedemset metrów pod ziemią z jednej strony masywu na drugą, z północnej na zachodnią. Z niebezpiecznym, głębokim szybem mniej więcej w połowie drogi. W tym szybie zginął w wypadku krakowski student AGH, który posuwając się w ciemnościach poziomym chodnikiem nie zauważył pułapki, dziury na samym środku korytarza.
W tej samej sztolni całą, długą noc grozy przeżyły natomiast panienki z Kielc. A było tak… Do sztolni Łaszczyńskich dwie licealistki trafiły bez kłopotów. Na zboczu Miedzianki do tej pory piętrzy się przecież wał wysypiska, pozostałość po nieudanej próbie uruchomienia kopalni w latach pięćdziesiątych. Obok jak strzałkę wskazówki drogowskazu umieszczono przecież betonowy słup z ostrzeżeniem –„wstęp wzbroniony”. A dalej ciemna, parująca wilgocią dziura w ziemi. Dziewczyny weszły, oświetlały błotnisty spąg filującym przy podmuchach ogniem stearynowej świeczki. W połowie drogi, po kwadransie świeczka zgasła. Strach, panika, popłoch. Najpierw, jak to baby, rozbeczały się, potem wrzeszczały, na końcu wtuliły się w siebie jak dwa bezbronne zające. Tak je odnaleźli w środku następnego dnia ratownicy prowadzeni przez przewodników turystycznych Piotrka Śmigielskiego i Witka Króla…
Dzisiaj zamieniona urzędowo w rezerwat przyrody Miedzianka zarosła chaszczami, samosiejkami, wcale nie prezentuje się tak groźnie jak onegdaj. To już nie to samo, tajemnicze, niezwykłe, fascynujące miejsce. Wzniesienie typowe dla regionu, wzgórze bez znaczenia.
A co z malachitem i lazurytem? Jest, występuje poza Polską. Największe, ciągle eksploatowane złoża znajdują się na Uralu, Zambii, Namibii, Kongo, w Australii. W Polsce – no jak inaczej – też. W niewielkich ilościach na Dolnym Śląsku.
Zobacz także:
http://2tk.pl/category/spacerkiem-po-miescie/
Autor: Ryszard Biskup
Kielczanin, dziennikarz, fotoreporter, podróżnik, regionalista i historyk. Przez ponad ćwierć wieku związany z dziennikiem „Słowo Ludu”. Laureat kilkudziesięciu dziennikarskich konkursów. Od wielu lat przewodnik turystyczny oraz licencjonowany pilot wycieczek zagranicznych. Autor wielu artykułów naukowych i książek.