Spojrzenia: Znak rozpoznawczy

Jakiś czas temu pisałem o niewielkim przejeździe kolejowym w miejscowości Ludynia, który uznałem za hołd dla Stanisława Barei. Przejazd ten bowiem zdecydowano się zamknąć niemal na pół roku pod pretekstem planowanego remontu, którego przez pierwsze czterdzieści dni w ogóle nie rozpoczęto. Nie pojawiła się tam żadna maszyna ani robotnik, nie działo się kompletnie nic.

Zamknięcie przejazdu z takim wyprzedzeniem było tylko i wyłącznie bezsensownym utrudnieniem dla okolicznych mieszkańców i każdego, kto jeździł tą trasą. Szczególnie, że ruch pociągów odbywał się normalnie, a sygnalizacja świetlna działała.

Nie wiedząc, czy ktoś zrobił to z głupoty, czy złośliwie, napisałem do PKP prośbę o wyjaśnienie sytuacji, lecz mail pozostał bez odpowiedzi. To oczywiście wcale mnie nie zdziwiło, stanowiąc konsekwentny dowód na to, że w PKP już nikt nawet nie próbuje zachować pozorów dbania o jakikolwiek cywilizowany standard. PRL bis w najgorszym wydaniu.

A gdy myślałem, że już głupiej być nie może, PKP zdecydowało się podnieść poprzeczkę.

Gdyby Telewizja Polska robiła materiał o wspomnianym remoncie, zapewne z wielką pompą i dumą obwieszczono by światu, iż prace udało się zakończyć kilkanaście dni przed planowanym terminem. Byłoby przecinanie wstęgi, uściski i błyski fleszy, ku którym zleciałyby się miejscowe politykiery, jak gołębie do ziarna. Ba! Gościnnie wystąpiłby zapewne jakiś partyjniak z Warszawy, co podniosłoby prestiż imprezy i zasugerowało wszystkim, iż owo wcześniejsze zakończenie remontu było możliwe dzięki partii rządzącej. Wtedy byłoby oficjalnie, bo przecież nie ulega żadnej wątpliwości, komu mamy być wdzięczni, skoro we władzach państwowej firmy, jaką jest PKP, zasiadają orły z partyjnego nadania.

Przejazd otworzono w połowie września, ale telewizji przy tym nie było. Po prostu pewnego dnia zwinięto tarasujące go zapory i już. W Ludyni znów można przejeżdżać przez tory tak, jak przed kilkoma miesiącami.

DOSŁOWNIE tak samo, ponieważ na przejeździe, ani w jego okolicy nie zmieniło się zupełnie nic! Nie wymieniono torów, nawierzchni, sygnalizacji, przewodów trakcyjnych… Nie ma śladu po jakichkolwiek robotach. Nawet znaków poziomych nie odmalowano. Nie wykonano prac uzasadniających zamknięcie przejazdu choćby na dwa dni, a co dopiero na kilka miesięcy. Ukłony i brawa!

Przypadek przejazdu w Ludyni może śmieszyć, ale proszę pamiętać, że ktoś to niepotrzebne zamknięcie wymyślił, ktoś je zaplanował, ktoś zatwierdził projekt i wprowadził w czyn, by następnie kontrolować wykonanie zadania i rozliczyć wszystko w budżecie. I nie zrobił tego Duch Święty, tylko ludzie na kierowniczych stanowiskach, niekompetentni, ale partyjni i wierni.

Od takich delikwentów pęka w szwach każde państwowe przedsiębiorstwo, spółka i urząd. To oni tworzą te wszystkie piramidalne, biurokratyczne bzdury, kretyńskie projekty i niezliczone przekręty, bezrefleksyjnie marnotrawiąc nasze pieniądze i nie ponosząc żadnych konsekwencji. Każdego dnia i w każdej godzinie. Skala zjawiska jest porażająca i nie mam wątpliwości, że dla przyszłych pokoleń będzie znakiem rozpoznawczym jaśnie nam panującego ugrupowania.

Pamiętajcie Państwo o tym, gdy będzie można coś zmienić.

Autor: JACEK ŁUKAWSKI
Urodzony w 1980 r. w Kielcach pisarz i publicysta. Autor m.in. świętokrzyskich kryminałów
„Odmęt” i „Podszept”.