Świat
Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie zaowocowała niezwykłą mobilizacją społeczeństwa obywatelskiego na całym prawie świecie. Nie oszukujmy się – gdyby nie wielotysięczne manifestacje, które natychmiast przetoczyły się przez place i ulice licznych miast świata, gdyby nie listy otwarte i wpisy w mediach społecznościowych (tak często lekceważone i wyśmiewane przez pseudorealistów), nie byłoby zapewne tak zdecydowanej postawy rządów wielu państw.
Między bajki można włożyć opowieści polityków na przykład niemieckich, że dotychczas błądzili w dobrej wierze i nie mieli wystarczającej jasności co do prawdziwego charakteru moskiewskiego reżimu. Dobrze, a nawet lepiej niż zwykły Schmidt i Kowalski wiedzieli, że robią interesy z krwawym mordercą – ale tak im było wygodniej. Możliwość cynicznego „business as usuall” szlag trafił, gdy zaprotestowała na dobre ulica. Czyli – wyborcy, jednak niezbędni do tego, by herr Scholz z SPD, frau Baerbock z Zielonych, herr Merz (następca Angeli Merkel w CDU) i inni mogli nadal zasiadać w swych wygodnych fotelach, rządzić, rozdawać łaskawe uśmiechy i dobre rady. Ten sam mechanizm zadziałał w wielu innych krajach.
Warto odnotować też siłę pospolitego ruszenia w Internecie – zainspirowaną przez Anonymus, ale podchwyconą przez ludzi bardzo od tego ruchu dalekich, akcję hakowania rosyjskich stron rządowych i wrzucania prawdziwych informacji o genezie i przebiegu wojny w przestrzeń tzw. „rusnetu”. To oczywiście nie obali reżimu, ale mocno komplikuje mu życie.
Polska
U nas, z oczywistych względów, społeczeństwo zareagowało przede wszystkim pomocą dla uchodźców. Organizacje pozarządowe, firmy, samorządy i pojedynczy ludzie rzucili swe zwykłe obowiązki i zajęli się zbieraniem żywności, medykamentów, ubrań i pieniędzy, ich transportem, rozlokowaniem potrzebujących, zapewnianiem im elementarnej opieki.
Co symptomatyczne – rząd ocknął się, jak to rządy miewają w zwyczaju, z lekkim opóźnieniem. Za to dołożył starań, by przejąć rolę niezbędnego (ponoć) koordynatora. Może i z dobrą intencją, ale idę o zakład, że niebawem zobaczymy ministrów i posłów partii rządzącej, przynajmniej niektórych, jak komplementują się wzajemnie, sięgając po niezbyt im należne splendory, a spychając w cień tych, którzy ruszyli do akcji pierwsi i naharowali się najbardziej.
Oni pewnie zresztą nie liczyli ani przez moment na medale – ich nagrodą jest uśmiech uratowanego dziecka oraz możliwość patrzenia w lustro bez obrzydzenia. Chapeau bas!
Autor: dr Witold Sokała
zastępca dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK, przewodniczący Rady Fundacji Po.Int, ekspert i publicysta „Nowej Konfederacji”.