Piotr Dulnik, przewodniczący rady nadzorczej Korony Kielce jest bez wątpienia biznesmenem przez duże „B”. Kierowanie polskim oddziałem światowego giganta wymaga nie tylko wysokiego IQ, ale i przewidywania przyszłości, odpowiedniej analizy rynku, a także – co chyba najważniejsze – mądrego poruszania się po skupiskach ludzkich. Od pewnego czasu obserwuję sposób poruszania się Piotra Dulnika w kieleckim środowisku sportowym.
Tu również szef polskiego oddziału Suzuki działa niczym wytrawny gracz. Niby, po spadku z ekstraklasy, wstrzymał się z przedłużeniem umowy sponsorskiej, ale finalnie ogłosił, że „w trudnym okresie Suzuki jest z Koroną”. Niby nie do końca zależało mu na eksponowanym stanowisku, by koniec końcem zostać szefem rady nadzorczej. Gdy w klubie brakowało złotówek na zagraniczne zgrupowanie, pojawił się jak rycerz na białym koniu, wykładając kasę na obóz w Turcji. Na tym nie koniec mistrzowskich zagrywek. Dulnik błyskawicznie przekonał prezydenta Bogdana Wentę i jego prawą rękę w temacie futbolu – Sławomira Stachurę, w temacie „prezesa klubu”. Co z tego, że nowy sternik Korony nie ma zbyt dużego pojęcia o piłkarskich meandrach, skoro zasiadł wygodnie w fotelu prezesa. Jeszcze większe plenipotencje otrzymał Maciej Bartoszek, który jako Maciej Bartoszek, dyrektor sportowy, będzie nadzorował pracę Macieja Bartoszka, trenera pierwszego zespołu! Zagmatwane? Tylko na pierwszy rzut oka… Już dziś Dulnik jest dla wielu fanów Korony swoistym Mesjaszem. Kimś, kto jest gwarantem powrotu Korony do świetności, daje nadzieję na ucieczkę z degrengolady pozostawionej przez Niemców. Niech jednak pierwsze decyzje, przyjęte przez wielu ze zrozumieniem, nie uśpią szefa Suzuki Poland. Podobnych ludzi w rodzimym futbolu było i jest wielu. Nie ma sensu wspominać o Januszu Romanowskim (Legia), Andrzeju Grajewskim (Widzew), Zbigniewie Drzymale (Groclin) i wielu, wielu innych. Wystarczy zatrzymać się na naszym, świętokrzyskim podwórku. Przecież potęgę klubu z ulicy Ściegiennego zbudował, wielokrotnie większy od szefa Suzuki Poland, filantrop. Krzysztof Klicki i jego Kolporter przeszli o wiele bardziej zawiłą drogę. Budowali siłę Korony praktycznie od podstaw. Kiedyś Klicki – tak jak dziś Dulnik – był głównym architektem, inżynierem, menadżerem Korony. Niestety Klicki w niektórych przypadkach osobowych źle trafił z zaufaniem. Oby podobne nie przytrafiło się Dulnikowi…
Autor: MACIEJ CENDER
dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.