Trener drużyny narodowej nie powinien, a musi być jak żona Cezara. Kryształowy, bez jakichkolwiek skaz na charakterze, zadrapań moralnych. Czysty niczym woda z górskiego źródełka. Nikt, absolutnie nikt, żaden kibic, działacz, sędzia, itd., nie powinien mieć jakichkolwiek wątpliwości co do jego charakteru, dotychczasowej działalności! Opiekun kadry to funkcja wyjątkowa, szczególne wyróżnienie, coś co wyjątkowo nobilituje. Ktoś taki jest przecież wzorem dla tysięcy fanów piłki kopanej.
Tymczasem, kilka dni temu najpoważniejszą funkcję szkoleniową objął ktoś, z kogo kpi cała rzesza ludzi. Już sam fakt, iż szybko przylgnęło do niego przezwisko „Czesław 711” świadczy, gdzie, w jakim poważaniu ma Czesława Michniewicza kibicowskie bractwo. Trudno doprawdy znaleźć jakiekolwiek argumenty, by przekonać kogoś do opcji „Michniewicz”. Gdyby brać pod uwagę li tyko sportowe osiągnięcia, od razu można się nieźle wyłożyć. Bo co, mistrzostwo Polski z Legią, kilka wygranych w Lidze Europy są osiągnięciami predestynującymi do prowadzenia kadry? A może awans z drużyną U-21 do mistrzostw Europy? Tego typu wyliczanki są śmiechu warte. Skontrować można błyskawicznie. Co Michniewicz zrobił z Legią, wszyscy wiemy. Jak pożegnał się z ekipą U-21 – też wiemy. Ani z niego praktyk, ani zadaniowiec, ani nawet teoretyk.
Najgorsza w tym wszystkim jest ta, nieco odleglejsza przeszłość Michniewicza. Jego koneksje z Ryszardem F., niewytłumaczalne na przełomie wieków wyniki meczów, w których uczestniczył. I nic do tego nie ma fakt, iż nie zostały przedstawione mu zarzuty prokuratorskie!
Dziwi także postawa prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezarego Kuleszy. Szybko okazało się, że futbolowe podwórko to nie estrada discopolowa, z której można ludziom wciskać zwykły tani rodzaj rozrywki. Sposób, w jaki Kulesza dokonał wyboru, nie tylko odraża, ale również nakazuje zastanowić się, czy w piłce, w ogóle istnieje coś, co nazywa się kręgosłupem moralnym? No bo jeżeli „Czesław 711” był blisko „Fryzjera”, największej zakały futbolu na przełomie wieków, to trudno w jego przypadku mówić o zasadach fair play, czystości rodzimego futbolu, itd.
Mam nieodparte wrażenie, że sternik PZPN ugiął się, nie pod naciskiem opinii publicznej, a kilku ludzi mających duży wpływ na środowisko. Dla nich, nie ma żadnych świętości, zasad, kanonów uczciwości. Oni liczą kasę i słupki popularności. Fakt, mają dar przekonywania, ale żeby na taką przynętę dał się złapać prezes największego w Polsce związku sportowego? •
Autor: Maciej Cender
Dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Od ponad 30 lat pisze o futbolu i piłce ręcznej. Przygodę z zawodem rozpoczął w „Gazecie Kieleckiej”, później było „Słowo Ludu”, „Tempo”. Bezpośrednio relacjonował wydarzenia z największych imprez sportowych świata. Choć zajmuje się tylko sportem, twierdzi, iż najlepszy wywiad napisał z Jerzym Giedrojciem, wydawcą paryskiej „Kultury”.