Spojrzenia: Atomowe skutki uboczne

18 marca, 2022, autor: Dr Witold Sokała

Świat

Jednym z ubocznych skutków rosyjskiej agresji na Ukrainę (ale też paru innych czynników) jest renesans energetyki jądrowej. Nagle wielu ludzi zauważyło, że rozszczepianie atomu dostarcza nam energii bez porównania czystszej od spalania węgla czy gazu, a jednocześnie czyni to w sposób bardziej stabilny i przewidywalny niż słońce, woda czy wiatr. I co najważniejsze, wcale nie trzeba przy tym popadać w zależność od kaprysów Kremla.

Ukraina już wcześniej rozbudowała moce swych elektrowni jądrowych, stawiając na technologiczną i finansową współpracę z USA. W minionym tygodniu w Finlandii, po wielu perturbacjach, wreszcie ruszył z testową produkcją energii reaktor Olkiluto 3 (notabene, to pierwsza, całkowicie nowa elektrownia jądrowa w Europie od 15 lat). Atom wraca do łask m.in. w Wielkiej Brytanii, a nawet – o dziwo! – w Niemczech, gdzie trwa dramatyczna dyskusja o kierunkach zmiany dotychczasowej, absurdalnej polityki energetycznej.

Trend daje się zauważyć i poza Starym Kontynentem. Przyszłość elektrowni atomowych była jednym z ważnych wątków zakończonej niedawno kampanii w Korei Południowej, a nowy prezydent, Yoon Suk-yeol, wygrał między innymi dlatego, że obiecał naprawić błędy i zaniedbania poprzednika, Moon Jae-ina, próbującego wycofać się z programów nuklearnych. Na początku marca ogłoszono dekret filipińskiego prezydenta Rodrigo Duterte, oficjalnie przywracający atomowi wiodące miejsce w miksie energetycznym kraju i otwierający drogę do ponownego uruchomienia elektrowni jądrowej Bataan. I tak dalej…

Polska

W Polsce wojna, wypowiedziana światu przez ościenną „stację benzynową z rakietami”, jakoś nie przyniosła wyraźnego przyspieszenia programu nuklearnego. Bo – z całym szacunkiem, ale trudno uznać za przełom zaoceaniczną podróż wicepremiera Jacka Sasina, podczas której KGHM podpisał umowę w sprawie pierwszej fazy budowy małych reaktorów modułowych, zaś sam polityk mało konkretnie opowiadał o jakimś hipotetycznym miliardzie dolarów amerykańskich inwestycji i „prawdziwej”, dużej elektrowni w 2033 roku. Takie plany to snuł już ulubiony czarny charakter PiSu, czyli Donald Tusk – i wiadomo, co z nich wyszło. Miliony wywalone w błoto na „prace studyjne” i pensje dla fumfli premiera oraz zmarnowany czas.

Szczerze życzę PiSowi (i Polsce), by tym razem było inaczej. Ale – dotknę, to uwierzę. Na razie, gdyby ktoś nie wiedział, wciąż kupujemy węgiel od Rosjan. Za pośrednictwem szemranych spółek, no i częściowo kradziony w ukraińskim Donbasie.

Autor: dr Witold Sokała
zastępca dyrektora Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK, przewodniczący Rady Fundacji Po.Int, ekspert i publicysta „Nowej Konfederacji”.