Spacerkiem po regionie: Przekleństwo Esterki. Rzecz o Szydłowie

24 czerwca, 2023, autor: Ryszard Biskup

Nie ma szczęścia to miasto, złośliwym zrządzeniem losu zmienione w prowincjonalną pyzę. Dawna piastowska twierdza, ośrodek o wykraczającym daleko poza rogatki sandomierskiego księstwa, znaczeniu.

Szydłów-Ryszard-Biskup
Szydłów. Zamek.
Fot. pl.wikipedia.org

Co by nie mówić – los obszedł się okrutnie z Szydłowem. Nie tętni dzisiaj życiem, tak jak onegdaj, królewski majdan, nie dyskontują bogatej historii żyjący współcześnie w osadzie mieszkańcy. Co z tego, że w regionalnym muzeum urządzonym przez archeologów i nieodżałowanej pamięci historyka Tadeusza Maszczyńskiego, dawnym skarbczyku, przechowywany jest pieczołowicie wizerunek królewskiego herbu?

Podobno złe fatum, jakie wisi ciężkimi chmurami nad osadą to sprawka jednej kobiety. Dokładniej – Esterki, przecudnej urody panienki, która jakby od niechcenia, a przez to mocniej niż konopny powróz przywiązała do swego serce jednego polskiego władcy. Bo na wdzięki młodej damy uwagę zwrócił był nie byle kto, tylko sam król. Faworyta Kazimierza Wielkiego, uprosić miała monarchę, by nie szczędził grosza i wyłożył fundusze na budowę okazałej synagogi w samym centrum Szydłowa. Murarze sprytnie uwinęli się z zadaniem, budynek stanął na wyznaczonym placu. Ale gdy przystąpiono do montowania krokwi dachowych połaci wyszło, że żydowski dom modlitewny będzie wyższy niż, fundowany, także przez króla, jako wotum po męczeńskiej śmierci księdza kapelana Baryczki, kościół parafialny. Rysujący się religijny konflikt rozwiązano werdyktem, którego nie powstydziłby się sam Salomon. Zadaszenie na boźnicy w Szydłowie skonstruowano bowiem przez przemyślny sposób: łamiąc krokwie do wnętrza kwadratowej budowli. Synagoga została po prostu przykryta dachem pogrążonym.

Kościół parafialny w Szydłowie.
Fot. www.szydlow.kielce.opoka.org.pl

Wszyscy byli zadowoleni, tylko Esterka akurat – nie. Obrażona na średniowiecznych muratorów i samego króla zapałała okrutnym gniewem. W konsekwencji przeklęła koronowanego zalotnika, a przy okazji i samo miasto. Przysięgła otóż, że po jej śmierci Szydłów raz na zawsze straci swoje znaczenie i nigdy nie odzyska rangi. A ludzie, którzy się tutaj osiedlą pędzić będą żywot gnuśny, byle jaki. Dopadnie ich marazm i niechęć do jakichkolwiek zmian.

Nieżyjący od lat kielecki regionalista – pułkownik Włodzimierz Gierowski – akurat taką smakowitą legendę przytaczał z całym przekonaniem. Tłumaczył w ten prosty i nieskomplikowany sposób słuchaczom swoich gawęd źródło wszelkich nieszczęść jakie przez długie wieki spadły na stary Szydłów.

Nie tylko mediewiści mówią o tym mieście: klejnot europejskiej architektury obronnej. Zachwycają się założeniem, linią obwarowań, reliktami zachowanych do naszych czasów budowli. Historycy sztuki natomiast nie bez przesady powiadają – „to jest polskie Carcassonne”. Średniowieczny układ przestrzenny, wysokie mury, brama miejska, gród, królewski zamek, gotyckie świątynie.

Ale gdzież tam zapomnianej osadzie do sławy i znaczenia langwedockiego miasta zrekonstruowanego, co do szczegółu przez Violet le Duca! Gdzie do pomysłu Czechów i Słowaków, którzy chociaż z takim samym temperamentem i mentalnością jak Polacy, jednak potrafili wyczarować średniowieczną atmosferę w zamkach, na rynkach, w uliczkach w miastach o zdecydowanie mniejszej wartości historycznej i zabytkowej.

Szydłów-Ryszard-Biskup
Szydłów.
Fot. archiwum prywatne autora
Szydłów-Ryszard-Biskup
Szydłów. Zamek Kazimierzowski.
Fot. archiwum prywatne autora
Szydłów-Ryszard-Biskup
Szydłów.
Fot. archiwum prywatne autora

Szydłów to zlasowane przez czas – chociaż ostatnio starannie odnowione i naprawiano gdzie tylko się dało – mury z resztką krenelaży, smętna ruina królewskiego dworca, pochylona ze starości do ziemi miejska brama, rozsypane w perzynę kamienie przytułku dla ubogich i kościoła pod wezwaniem świętego Ducha, samotne zamienione w kostnicę sanktuarium Wszystkich Świętych na wapiennym kopcu.

Nie lada mistrzem musiał być z pewnością średniowieczny architekt, który potrafił wykorzystać ukształtowanie terenu, otaczając całe miasto zwartą linią obronną. Nie tylko z przekazów wiadomo, że przez całą długość ufundowanej przez króla Kazimierza Wielkiego i mieszczan warowni biegły blanki. Były też baszty utrudniające dostęp do samych murów obronnych i pozwalające śledzić ruch na drogach. Z całą pewnością istniały także hurdycje umożliwiające niszczenie machin oblężniczych choćby poprzez miotanie kamieni na nacierających wrogów. Kocie łby ulicy Kazimierza Wielkiego, przygarbione chałupy, koszmarnie zapuszczone parcele, parterowe rudery. Perzyna kontrastuje z piętrowym gmachem, w którym urzęduje gmina, nowoczesnym betonem chałup w rynku.

Miasto śpi więc w najlepsze bez różnicy – wiosna czy jesień, lato albo zima. Nie żyje sławny gród nawet w sezonie letnim, gdy do pobliskiej Chańczy na wodę zjeżdżają gromadami letnicy. Od zalewu na Czarnej do rynku w Szydłowie jest nie więcej jak piętnaście kilometrów. A jednak ci, którzy akurat odpoczywają nad wodą, wybierają Staszów, Osiek, Kurozwęki.

Gdybyż cały ten Szydłów leżał bliżej Kielc! Powiedzmy przy głównym trakcie komunikacyjnym z Krakowa do Warszawy… Stałby się może miejscem modnym i odwiedzanym. Takim jak Kazimierz Dolny nad Wisłą, Myślenice czy Zakopane. Ale dawna warownia Piastów położona jest na uboczu. Żadna to atrakcja dla ludzi z Chmielnika czy Buska. Stąd wszędzie daleko. Nie dziwota, że życie płynie akurat tutaj leniwie, jak struga – nomen omen – Ciekąca, tocząca swoje wody u podnóża królewskiego zamku…

Zobacz również:

http://2tk.pl/spacerkiem-po-miescie/klasztor-za-miastem/

Autor: Ryszard Biskup
Kielczanin, dziennikarz, fotoreporter, podróżnik, regionalista i historyk. Przez ponad ćwierć wieku związany z dziennikiem „Słowo Ludu”. Laureat kilkudziesięciu dziennikarskich konkursów. Od wielu lat przewodnik turystyczny oraz licencjonowany pilot wycieczek zagranicznych. Autor wielu artykułów naukowych i książek.