Spacerkiem po mieście: Klasztor za miastem

7 października, 2022, autor: Ryszard Biskup

Dla zdążających do Kielc podróżnych – z jakiejkolwiek strony – to miejsce jawi się na horyzoncie niczym wykrzyknik na końcu zdania. Jest jak znak drogowy wskazujący ten jeden, właściwy kierunek.

Szaro-bure niebo nad miastem rozdziera iglica górującej na całą okolicą wieży oraz pokryte śniedzianą patyną dachy, usytuowanych na wzgórzu – świątyni i zabudowań gospodarczych. Karczówka wita (albo żegna, gdy akurat opuszczają Kielce) podróżnych, przybyszy z daleka, albo swoich, tutejszych mieszkańców. Tych z Białogonu, Dalni, Ślichowic, Czarnowa, Pakosza, albo tych z samego centrum miasta.

I jest tak prawie od czterech wieków, od jednej chwili, jednego momentu. Od łaskawego skinienia pastorałem przez księcia kościoła, biskupa krakowskiego Marcina Szyszkowskiego, który zdecydował o wybudowaniu na wyniosłym wzgórzu, klasztoru. Przeznaczonego – zrazu – dla białych mnichów z Częstochowy, paulinów. Bracia, kto wie czy tak było, pojawili się podobno pod Kielcami, ale filii zgromadzenia, nie objęli. Surowe, spisane na pergaminach i respektowane kategorycznie zasady głosiły przecież, że kolejne domy zakonne paulinów mogą być erygowane w znaczniejszej niż sto kilometrów odległości od Jasnej Góry. Ten zapis sprawił, że w 1631 roku wzgórze nad Kielcami objęli specjalnie w to miejsce sprowadzeni, nie w białych, ale brązowych habitach bracia – bernardyni. Biskup Marcin w swoim przywileju zaznaczył, że klasztor na Karczówce to wotum. Dziękczynność za ustanie morowej zarazy jaka przez kilka lat tego podłego, siedemnastego stulecia nawiedziła i pustoszyła należące do krakowskiej stolicy okolice.

Z tego pewnie względu kościelny hierarcha kazał na frontonie kościoła wyrzeźbić cztery wielkie litery AMDG. Skłonni – zwykle, co tu ukrywać niedouczeni przewodnicy turystyczni – do przesady cicerone ciekawej gawiedzi ów monogram tłumaczą prosto, naiwnie i bałamutnie: „Anioł Mieczem Diabła Goni” ma według nich znaczyć ów pozornie tajemniczy rząd czterech liter. Ale to nieprawda, to żart, anegdota. Jest to bowiem adresowane do przyszłych pokoleń jednoznaczne przesłanie – „Ad Majorem Dei Gloriam” – „Na większą chwałę Bożą”.

Emanacja usytuowanej w tak niezwykłym miejscu świątyni sprawiała, że na wzgórze peregrynowali wierni z bliska i daleka. Najbardziej dramatyczna wizyta miała miejsce w czasie szwedzkiej zawieruchy, kataklizmu roku 1655, kiedy to klasztor i kościół najechali barbarzyńcy z północy, szwedzcy rajtarzy. Przybysze z dalekiego kraju nie przybyli absolutnie w celach ekspiacyjnych, ani nie po błogosławieństwo. Wpadli na Karczówkę w całkowicie odmiennych, na dodatek podłych, zamiarach. W poszukiwaniu skarbów, w pogoni za kosztownymi łupami pobili zakonników, zdarli złote nici z ornatów, zrabowali paramenty i zabrali jak swoje, wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Ilustrację najazdu żołdactwa i rabunku każdy, kto odwiedzi dzisiaj klasztor może kontemplować do woli oglądając artystyczną wizję wojennego utrapienia. W kruchcie wywieszono wszak obraz kieleckiego malarza Stanisława Praussa ilustrujący rabunek.

Bernardyni byli gospodarzami Karczówki przez dwa wieki. Po upadku powstania styczniowego w 1864 roku rosyjski satrapa klasztor skasował i mnichów z Kielc wygnano. Kasatę przeżył tylko jeden zakonnik, ojciec Kolumbin Tomaszewski, który jak pustelnik, samotnie mieszkał w niszczejącym z roku na rok domu klasztornym przez równe pół wieku. Gdy zmarł, miejsce opustoszało na kolejne lata.

Dopiero po pierwszej wojnie światowej budynki znalazły się znowu w jurysdyce kościelnej. Tuż przed wybuchem kolejnej wojennej zawieruchy kielecki biskup Czesław Kaczmarek erygował na wzgórzu parafię, a gdy wojna dobiegła kresu, zaproponował przejęcie Karczówki przez Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego. Pallotyni przybyli do Kielc jedenaście lat później, w okresie październikowej odwilży roku pięćdziesiątego szóstego. Energicznie przystąpili do pracy, tknęli w to miejsce nowego ducha. Odbudowali zdewastowany klasztor, zgodnie z tradycjami swojego zgromadzenia, prowadzą szeroko zakrojoną działalność duszpasterską.

Autor: Ryszard Biskup
Kielczanin, dziennikarz, fotoreporter, podróżnik, regionalista i historyk. Przez ponad ćwierć wieku związany z dziennikiem „Słowo Ludu”. Laureat kilkudziesięciu dziennikarskich konkursów. Od wielu lat przewodnik turystyczny oraz licencjonowany pilot wycieczek zagranicznych. Autor wielu artykułów naukowych i książek.