O tym się mówi: Oni walczyli o wolną Polskę

– Ojciec powiedział mi, że jakby się czasy zmieniły, to żebym upomniał się o niego i jego kolegów – mówi, w rozmowie z Agnieszką Rogalską, Waldemar Durnoga, prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Dzieci Wyklętych, syn Józefa Durnogi – nieżyjącego już żołnierza Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej oraz byłego członka organizacji Wolność i Niezależność, który został skazany w 1947 roku przez sąd wojskowy na 7 lat więzienia.

Fot. Waldemar Durnoga
prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Dzieci Wyklętych.

Od kiedy działa stowarzyszenie?

Już ponad trzy lata. Świętokrzyskie Stowarzyszenie Dzieci Wyklętych powstało w kwietniu 2019 roku.

W jakim celu powstało?

Chodzi nam przede wszystkim o upamiętnienie Tych, którzy walczyli o wolną Polskę. Wciąż zauważamy nikłą wiedzę u ludzi w tym temacie. Dlatego od momentu powstania z całych sił podejmujemy działania, by prawda wreszcie ujrzała światło dzienne, a wiedza o Żołnierzach Wyklętych była powszechna.

Na czym się skupiacie?

Nasze cele są zapisane w statucie stowarzyszenia. Są to m.in.: obrona godności i praw Polaków walczących o wolną i niepodległą Polskę i prawna ochrona ich dokonań, zastępstwo procesowe w sprawach sądowych o poniżanie godności żołnierzy wyklętych, integrowanie rodzin żołnierzy wyklętych, przekazywanie młodemu pokoleniu ideałów żołnierzy wyklętych, upamiętnianie miejsc historycznych wydarzeń, czynów zbrojnych, aktów męczeństwa, represji, a także upamiętnianie osób związanych z tymi wydarzeniami, gromadzenie, upowszechnianie i popularyzowanie materiałów historycznych związanych z żołnierzami wyklętymi, otaczanie opieką miejsc kaźni, grobów poległych i pomordowanych żołnierzy wyklętych.

Jest Pan najstarszym synem Józefa Durnogi, który był żołnierzem podziemia niepodległościowego.

Ojciec miał pseudonim „Desant”. Jako 19-latek na początku II wojny światowej walczył po wstąpieniu do Związku Walki Zbrojnej w oddziale partyzanckim Euzebiusza Domoradzkiego „Grota”. Po zjednoczeniu oddziałów Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich pod komendą Jana Piwnika ps. Ponury, został przydzielony do oddziału Mariana Świderskiego ps. Dzik. Po 1945 r. wstąpił do organizacji Wolność i Niezawisłość. Został postrzelony w obławie i w 1947 r. został osadzony w wiezieniu w Kielcach. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego został skazany na siedem lat więzienia.

Opowiadał o tamtych czasach?

Tak. Mówił, że w czasie śledztwa i więzienia był katowany oraz maltretowany. Wywożono go między innymi do katowni Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach, gdzie bito go krzesłami i deskami. Ubecy wbijali mu szpilki pod paznokcie. Mówił mi, że pod jednego paznokcia mieściło mu się 16 szpilek. Zrywali mu także duże paznokcie u stóp – później schodziły kilka razy w roku i były czarniejsze od węgla. Podczas odsiadywania kary w zakładzie w Sieradzu był bity, przez długi czas przebywał w karcerze wodnym. Opowiadał też o złym jedzeniu, przepełnionych celach, złych warunkach higienicznych dla osadzonych. Pracował również ponad siły w obozie pracy dla więźniów w kamieniołomie – za pracę tę nie otrzymał wynagrodzenia. Na jego ciele do końca życia widoczne były blizny, miał problemy ze zdrowiem – cierpiał m.in. na stałe dolegliwości żołądkowe, bóle głowy, żylaki, nosił okulary z silnymi szkłami, stracił część zębów, łatwo się denerwował.

Co działo się później, gdy już opuścił więzienie?

Z powodu wyroku, przez cztery lata nie mógł znaleźć pracy. Gdy założył rodzinę wyjechał z Kielecczyzny na Kujawy, potem na Pomorze – wciąż nachodziła go Służba Bezpieczeństwa, był zatrzymywany przez milicję. Był kilkakrotnie zwalniany z pracy… bo był karany. W końcu wrócił razem z rodziną na Kielecczyznę, gdzie utrzymywał się z rolnictwa. Nie pobierał żadnej renty ani emerytury. Zmarł w 1977 roku, w wieku 54 lat. Przed śmiercią powiedział mi: „synu, gdyby się czasy zmieniły to upomnij się o mnie i o moich kolegów”. Tak zrobiłem. W ciągu roku odnalazłem cały oddział mojego ojca.

Kilka lat temu głośno było o wyroku Sądu Okręgowego w Kielcach, który na podstawie ustawy rehabilitacyjnej przyznał pełnomocnikom Józefa Durnogi, czyli Panu i trójce rodzeństwa po 336 tys. zł zadośćuczynienia.

Wyrok zapadł 18 grudnia 2019 roku. To był jeden z pierwszych tego typu wyroków w Polsce. Najpierw Sad Okregowy w Kielcach, na podstawie tzw. ustawy rehabilitacyjnej z 1991 r. wydał postanowienie unieważniające wyrok komunistycznego sądu, co pozwoliło nam, dzieciom, ubiegać się o rekompensaty za doznane krzywdy. Nasi pełnomocnicy wnioskowali o 5 301 425,60 zł zadośćuczynienia dla każdego oraz po 217 tys. zł odszkodowania – ok. 22 mln zł.

Reprezentujący Skarb Państwa prokurator uznał to za zbyt wygórowaną kwotę.

Nie zgadzam się z tym. Uważam, że te 22 miliony to tylko odrobina zadośćuczynienia. To bardzo małe odszkodowanie za siedem lat spędzonych przez mojego ojca w komunistycznych więzieniach. Dlatego dalej walczymy. O to, by prawda wreszcie ujrzała swiatło dzienne, a wiedza o Żołnierzach Wykletych była powszechna. By rachunek ich krzywd został wyrównany.