W ubiegłym roku (2019) wzrost cen towarów i usług w Polsce był jednym z największych w całej Europie. Najbardziej zdrożała żywność. „Tylko pięć krajów Unii Europejskiej miało w 2019 r. większą inflację niż Polska. Wszystkie są z naszego regionu” – tego typu komunikaty pamiętam ze STYCZNIOWEJ prasy.
Kiedy Narodowy Bank Polski przedstawił najważniejsze dane na temat CZERWCOWEJ (2020 r.) inflacji, okazało się, że wzrost cen nad Wisłą jest najszybszy od grudnia 2001 r.
W SIERPNIU 2020 r., z wyliczeń Eurostatu wynikało, że spośród krajów Unii Europejskiej tylko Węgry miały inflację wyższą niż Polska. Kilkanaście krajów unijnych zanotowało deflację. Niewielki spadek cen był też udziałem całej strefy euro.
WRZESIEŃ 2020 r. 2,7 procent. Rok do roku. O tyle wzrosły ceny żywości i napojów. 4,6 procent. Rok do roku. O tyle wzrosły ceny energii elektrycznej. To dane z Głównego Urzędu Statystycznego, a Polska wciąż jest na drugim miejscu w Unii Europejskiej pod względem wzrostu cen.
W Polsce jest on bardzo duży, zwłaszcza, jeśli porównać go z trendem europejskim. We Francji wrześniową inflację wyliczono wstępnie na zaledwie 0,1 proc., a we Włoszech ogłoszono, że ceny spadły o 0,5 proc. O deflacji informują także Niemcy. Tam ceny były o 0,2 proc. niższe niż we wrześniu 2019 roku. Deflację ma także Szwajcaria. Na poziomie 0,8 proc.
Pocieszeniem dla nas, konsumentów, może być jedynie fakt, że na dłuższą metę spadek cen nie jest zjawiskiem ekonomicznie korzystnym. Zazwyczaj towarzyszy przewlekłym kryzysom. Ekonomiści mawiają, że UMIARKOWANA inflacja jest „smarem w trybach gospodarki”. Deflacja natomiast to tylko pozorna ulga dla wszystkich robiących zakupy.
Tłumaczą, że trwały spadek cen zmniejsza opłacalność produkcji oraz inwestycji. Jeśli pieniądz zyskuje na wartości wraz z upływem czasu, to nie warto szukać okazji inwestycyjnych, ponieważ te zawsze związane są z ryzykiem i niepewnością. Wtedy zwykłe przetrzymanie środków w przysłowiowej „skarpecie” skutkuje zwiększeniem realnej siły nabywczej pieniądza.
Przedsiębiorcy w okresach deflacji, chcąc utrzymać wydatki firm na tym samym poziomie, często zmuszeni są do zmniejszenia zatrudnienia. W dalszej perspektywie skutkiem deflacji może więc być spadek popytu napędzany przez rosnące bezrobocie oraz oczekiwania konsumentów, co do dalszego spadku cen.
Tylko czy polski wzrost cen jest UMIARKOWANY?
Marek Malarz
Autor: MAREK MALARZ
dziennikarz, właściciel Agencji Dziennikarsko Reklamowej Limap. Twórca i swego czasu redaktor naczelny 2 tygodnika kieleckiego. Przed laty pracował, m.in. w Gazecie Wyborczej, Słowie Ludu, AGB Metro, Życiu.